N-AM - wielu coś gdzieś słyszało, kilku nawet dotarło do
materiałów z trzeciej ręki, ale każdy ma już wyrobioną opinię. No bo i jak
takowej nie mieć, w końcu wróg puka do drzwi, a może nawet jest już wśród nas.
O kim, o czym mowa? National Anarchist Movement.
Czym jest Narodowy Anarchizm? Wolnym zrzeszeniem.
Najprościej mówiąc, postuluje tworzenie niedużych społeczności wokół zasad
ustalonych przez członków. Wydawałoby się to oczywistością, jednakże nie każdy
tak to widzi.
Dlaczego Narodowy Anarchizm? Może dlatego, że dla mnie
osobiście jest on kontynuacją innych osobistych wyborów, jest swoistym
politycznym agnostycyzmem. Nie, nie wiem co zbawi ten świat. Nie twierdzę, że
coś takiego nie istnieje, ale ja tych odpowiedzi nie mam. Szczerze powątpiewam w
szanse na istnienie jakiejkolwiek powszechnej szczęśliwości ze względu na
naturę ludzką. Mam odpowiedzi dla siebie, i podejrzewam że są tacy którzy się z
nimi mogą zgodzić. I chyba o to przede wszystkim chodzi.
Problemem zawsze staje sie słowo Narodowy - National, z tym
że w tym przypadku nie chodzi o państwo, ale o wspólnotę, 'natio', plemię. Już
dość dawno to do mnie dotarło, słuchając The Ukrainians. Coś tu się nie zgadza
skoro na jednej płycie słyszymy utwór opiewający Ukrainę i cover anarchii Sex
Pistols a jednak niema dysonansu. Może jednak jest w tym coś więcej. Nie sądzę,
że jest jeden anarchizm, a na pewno nie dam sobie wmówić, iż jest to jego
obecna, lewicowa wersja.
Oczywiście od razu pojawiają się kontrowersje i próby
ekskomuniki, albowiem zadajemy się tu z absolutnym złem, i zacieramy jasne
granice tego świata. Tylko, że w tym sedno, że takie właśnie granice, jakie
ktoś sobie nakreślił na ideowej mapie niedokładnie przekładają się na
rzeczywistość nas otaczającą, a czasami zupełnie uniemożliwiają nam poruszanie
się w niej. Lewica i prawica jako terminy odnoszą się do konkretnego kontekstu
historycznego i miały swój początek jak i czas rozkwitu, acz, śmiem twierdzić,
przestały pomagać w zrozumieniu dzisiejszych realiów politycznych i
społecznych.
Jaka była konsternacja węgierskich, wtedy jeszcze nie
'alter', ale antyglobalistów, gdy wraz z nimi pod tym hasłem zdecydowali się
iść przedstawiciele ruchów o charakterze nacjonalistycznym. Też poczuwali się
do obywatelskiej odpowiedzialności i chcieli zmian (fakt, że z obecnego punktu
pomaszerowaliby w zgoła innym kierunku). Jak się można spodziewać, reakcją było
oburzenie. Faszyzm w natarciu, powracające widmo i fałszywe intencje
politycznych przebierańców pokroju narodowo socjalistycznego czarnego bloku.
Ale czy na pewno? Czy poglądy muszą i powinny być uznawane (wręcz przyznawane)
ludziom w pakietach? Czy jest jedynie kwestia zachowania integralności i każdy
ideowy miks zawiera wewnętrzne sprzeczności, czy też jest to po prostu kwestia
zachowania skostniałego monopolu.
O co więc cały ten hałas? O to, że ktoś pozwolił zanegować
monolit ideowy. Uzasadnienie dlaczego to my jesteśmy 'ci dobrzy'. Dlaczego
należy walczyć z oponentami i dlaczego cel uświęca środki. Przemoc stosowana
przez 'naszych' jest zawsze samoobroną, nawet jeśli prewencyjną.
Przykładem tego sposobu myślenia niech będą niedawne
wydarzenia w Nowym Yorku. Przedstawicieli NATA-NY (National Anarchist Tribal
Alliance) okrzyknięto faszystami i rasistami. Najpierw nie dopuszczono ich do
udziału w lokalnej imprezie organizowanej przez środowiska 'alternatywne', a w
chwili obecnej na Targach Literatury Anarchistycznej zabroniono rozprowadzania
książek związanych z tematyką NA. Czyżby cenzurowanie myśli i monopol na
jedynie słuszną drogę tylko mi zalatywał z nieświeża bolszewizmem? Pikanterii
sprawie dodaje fakt, że rzeczeni rasiści z NATA-NY mają także kolorowych
przedstawicieli, a cała grupka dla przeciętnego polskiego dresa kwalifikowała
by się jako lewactwo.
Z doświadczenia mogę powiedzieć, że nawet w tak nastawionej
na wielokulturowość (przynajmniej deklaratywnie) społeczności
anarcho-hippie-punk, ostatecznie sprowadza się to do żyjących obok siebie
grupek, składających się w przeważającej większości z osób o tej samej
narodowości, języku i o tej samej tożsamości kulturowej. Czy wynika to z
hipokryzji i tendencji sprzecznych z deklarowanymi, czy też, co podejrzewam
raczej z negowania naturalnej dynamiki, fakt pozostaje. Czynnik rasowy szczerze
mówiąc w ogóle prawie nie wchodzi w grę, albowiem nawet w takim mieście jak
Londyn osoby nie białe w środowisku punk, skinhead, hc można na palcach
policzyć. Całe zagadnienie zostało rozdmuchane do niebotycznych rozmiarów. Jest
tyle istotniejszych problemów niż kwestia rasowa, acz nieustanne ataki
powodują, że sama akceptacja opcji separatyzmu stała się głównym tematem
toczących się dyskusji. Na facebooku jest osobna podgrupa zajmująca się
zagadnieniami permakultury i ekologicznego życia poza systemem. Nikt nie jest
tym zainteresowany. Klasyczna dynamika mediów. Zajmujemy się tylko
kontrowersją, resztę można pominąć, bo nie podnosi adrenaliny.
W sporach na łamach forów internetowych zwyczajowo nie
dochodzi do realnej dyskusji i kończy się na rzucaniu kalumnii. Na ciut wyższym
poziomie ludzie zadają sobie na tyle trudu by przewertować łatwo dostępny
materiał w wersji angielskiej i cytują co bardziej podejrzane wypowiedzi.
Kwestia w tym że zazwyczaj nie korzystają z materiałów źródłowych, tylko stron
pokroju kompulsywnego antyfaszysty, Stewarta Home'a. Nagminnie zdarza się też
mylenie Narodowego Anarchizmu z Autonomicznymi Nacjonalistami (czyli w
większości narodowymi socjalistami pod przykrywką czarnego bloku). Mało kto
zdaje sobie sprawę z faktu, że w NA nie ma jednej wykładni. Ktoś przeczyta
słowa Troya Southgate'a, rasowego separatysty i wkłada je w usta innym
przedstawicielom ruchu, ponieważ 'jesteście razem'. Tylko że tu zupełnie nie o
to chodzi. Niema jednej idei. N-AM jest pomostem miedzy różnymi osobami które
wcale nie muszą się zgadzać. Choć sam jestem zwolennikiem społeczeństwa
otwartego, nie spotkałem się z żadną kontrą ze strony Troy'a. Są inne
płaszczyzny na których możemy współpracować bezkolizyjnie. Koncepcja zakładania
społeczności rządzących się własnymi zasadami i współpracy, gdzie to możliwe,
zdaje się być logiczną kontynuacją indywidualnych wyborów. W dobrze
zintegrowanych społecznościach wielokulturowych i wieloetnicznych też pojawiają
się separatyści. Moim zdaniem lepiej dla całości, gdy mieliby oni szanse
założenia własnej grupy i funkcjonowania na swoich zasadach aniżeli mieliby
rozbijać już istniejącą od środka. Na marginesie dodałbym jeszcze, że większość
osób związanych z NA, z którymi miałem do czynienia, nie uważa się za członków
ruchu, lecz sympatyków. Wyrażają chęć współpracy, a nie podporządkowania, co
wydaje mi się całkiem zdrową tendencją wśród anarchistów.
To co dziś uchodzi za anarchizm to to typowa spacyfikowana
subkultura tekstylna, która nie stanowi żadnego zagrożenia (wbrew temu jak lubi
sama się przedstawiać). W dobie wolności słowa niech jednym z przykładów będzie
to iż takie CIA (Centrum Informacji Anarchistycznej) i inne im pokrewne strony
swobodnie przechodzą tzw. filtry rodzicielskie, podczas gdy Nacjonalista.pl
jest blokowany nawet za granicą. Czy to dlatego, że dzisiejszy anarchizm jest
dla dzieci?
Opowiadanie, że miejsce wszelkiej maści anarchizujących
jednostek jest po lewej stronie barykady brutalnie upraszcza sprawę, pomijając
subtelności i kontekst historyczny. Nie tylko niektórzy z praojców anarchizmu
mieli niewiele wspólnego z aktualną nową lewicą, wręcz świadomie omija się tu
niewygodne a jakże łatwe do odnalezienia historyczne fakty o relacjach
przejmującej władzę lewicy z jakimkolwiek elementem niepopierającym jedynie
słusznej linii.
Historycznie nie można też zapomnieć o tym, że jak mówią -
dzisiejsi konserwatyści bronią wartości wywalczonych przez wczorajszych
rewolucjonistów. Wbrew pozornej stałości ciężko jest nakreślić jeden obraz,
jeden schemat wartości dla ruchów po jednej i po drugiej stronie spektrum.
Pomimo (a może i z powodu) zaciekłych sporów, meandrują i przenikają się
wzajemnie jak rzeka, zastępując się w pewnych kwestiach. Tak powstają z pozoru
egzotyczne twory jak narodowy bolszewizm, nacjonalistyczni komuniści, włoscy
faszyści spod znaku Casa Pound pomagający ludności w Afryce lub Kambodży, czy
wreszcie – Narodowy Anarchizm. Osobiście nie chodzi mi o budowanie granic tego
czym on jest a czym nie, bądź czym bywa. Tak wiele jest mariaży jak wielu jest
ludzi świadomie i indywidualnie dokonujących wyborów z już istniejącego
wielowiekowego bogactwa myśli społecznej. Powstaje pytania czy w tej
zatomizowanej masie da się nakreślić jakieś części wspólne i na ich podstawie
zacieśniać współpracę?
Strategia 'lewej strony' aby zagadnienie demonizować, bądź
ignorować, może na dłuższą metę okazać się niewypałem. Konsekwentne podążanie
tą drogą podnosi ryzyko tego, że inni użyją go jako trampoliny do osiągnięcia
swoich celów, które mogą być nam zupełnie nie na rękę. Można oczywiście
wszystko skwitować stwierdzeniem, że to tylko kolejna nowa moda, kanarek który
nie przetrzyma zimy. Tylko, że to nie jest wymyślanie prochu, a raczej
odkurzenie paru zapomnianych (bądź zamiecionych pod dywan) aspektów tego nurtu.
Krytyczne spojrzenie w przeszłość może dać nam całkiem konstruktywne i aktualne
odpowiedzi. O ile nadszedł właściwy czas.
Zainteresowanych odsyłam do anglojęzycznego forum N-AM na
facebooku, antologii wydawanych przez Black Front Press oraz audycji radiowych
Keitha Prestona - Attack the System.
ggreen
-----------------------------------------------
OFFICIAL LINKS
* Facebook: National-Anarchist Movement Central Group (N-AM)
* Facebook: National-Anarchist Earth & Animal Activism Network
* Facebook: National-Anarchist Permaculture Information Network
* Facebook: National-Anarchist Survivalist and Preparedness Circle
* Facebook: National-AnarchistFrance
* Facebook: National-Anarchist Spanish Speaking Resistance
* Contacts: N-AM Links
...